15 sierpnia 2017

Czy Naczelnik naprawdę kochał armię?

Latem roku 1920 na Warszawę maszerowali żądni polskiej krwi bolszewicy. Zostali pokonani. Za sprawą cudu? A może, jak twierdzą miłośnicy Józefa Piłsudskiego, „czerwonych” pobił swoim geniuszem Marszałek? Niezależnie od odpowiedzi na pytanie dotyczące bitwy warszawskiej warto pochylić się nad problemem podejścia Naczelnika do armii.

 

Przedziwnie złożyło się w historii naszego ostatniego etapu walki o niepodległość, że w ogromnym stopniu zawdzięczamy ją – oprócz zawsze godnym pamięci nieznanym szerzej patriotycznym społecznikom – pianiście zaprzyjaźnionemu z prezydentem USA, który traktat przywracający Polskę na mapy Europy podpisał wspólnie z autorem rozprawy naukowej o wymoczkach. Z kolei zakończoną sukcesem militarną walką o kształt granic i utrzymanie niepodległości kierował wojskowy pasjonat i amator bez oficerskich szkół, który – z pogwałceniem wszelkich reguł – sam siebie ogłosił marszałkiem Polski.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Józef Piłsudski, chociaż marzył o roli polskiego Napoleona, nie był przecież wojskowym. Przeczytał dziesiątki rozpraw o armii, ale żadnej szkoły w tym kierunku nie ukończył. Ktoś może poczytywać mu to za wartość – wojskowe nauki w tamtym czasie mógłby odbierać tylko w państwach zaborczych – jednak fakt pozostaje faktem: późniejszy Naczelny Wódz to cywil, który, delikatnie mówiąc, z podejrzliwością traktował prawdziwych wojskowych, w szczególności tych, którzy nie mieli ochoty bezgranicznie poddać się jego woli.

 

Losy Wojska Polskiego w czasach Józefa Piłsudskiego jak i niektórych wyższych oficerów oraz cywilnych krytyków sanacji pokazują, że Marszałek owszem, kochał armię, ale tylko rozumianą na zasadzie „armia to ja”. Kto nie był przedstawicielem wielbiącej go sitwy, nie mógł czuć się pewnie. Los wybitnego dowódcy, gen. Józefa Hallera, który po zamachu majowym w roku 1926 został przeniesiony w stan spoczynku, był najłagodniejszym, co mogło spotkać krnąbrnych wojskowych i zbyt odważnych w krytyce władzy cywilów.

 

Gdzie jest generał Zagórski?

 

To pytanie nurtowało opinię publiczną w roku 1927. Pozostało bez odpowiedzi do dzisiaj.

 

Włodzimierz Zagórski herbu Ostoja był oficerem armii austriackiej. Pełniąc służbę w wywiadzie nadzorował pracę agentów CK Armii, w tym Józefa Piłsudskiego. Za współpracę socjalistyczny konspirator otrzymywał pieniądze, przeznaczane na działalność konspiracyjną. W czasach II RP były austriacki wojskowy miał chwalić się posiadaniem dowodów na wstydliwą dla Marszałka współpracę ze służbami państwa zaborczego.

 

Przed rokiem 1926 gen. Zagórski pełnił różne funkcje. W trakcie wojny z bolszewikami był Szefem Sztabu Frontu Północnego. Tuż przed zamachem majowym został oskarżony o udział w aferze z zakupem samolotów z Francji. Nie znaleziono jednak dowodów świadczących o winie dowódcy dbającego o rozwój polskiego lotnictwa.

 

W trakcie wojny domowej rozpoczętej przez piłsudczyków generał Zagórski poparł legalny rząd, a po zwycięstwie odniesionym przez ludzi Marszałka został aresztowany. Bezprawnie przetrzymywano go w więzieniu do sierpnia roku 1927.

 

Wtedy też, w niejasnych do dzisiaj okolicznościach, został zwolniony z więzienia w Wilnie. Zgodnie z relacjami sanacyjnych wojskowych został przetransportowany do Warszawy, gdzie miał spotkać się z Piłsudskim. Jako że Marszałka nie było w stolicy – przebywał na zjeździe Legionistów – gen. Zagórski został zwolniony i… ślad po nim zaginął.

 

Do dzisiaj nie wiadomo, co się stało. Istnieją w tej kwestii różne hipotezy, od ucieczki wojskowego za granicę, by handlować w Egipcie i wycofanie go przez wywiad francuski, którego rzekomo miał być agentem, po zamordowanie generała przez piłsudczyków bez wiedzy lub nawet na rozkaz Marszałka. Całej sprawie mrocznej aury dodaje fakt, że śledztwo ma ewidentne znamiona matactwa. Władzy, delikatnie mówiąc, nie zależało, by rozwikłać zagadkę.

 

Co się stało z generałem Rozwadowskim?

 

Tadeusz Jordan-Rozwadowski, podobnie jak Włodzimierz Zagórski, swoją wojskową karierę rozpoczynał w Armii Austro-Węgier. U zarania II RP był jednym z najwybitniejszych polskich wojskowych. Niektórzy to jemu przypisują główne zasługi w pokonaniu bolszewickiej nawały w roku 1920 – pełnił wtedy funkcję Szefa Sztabu Generalnego.

 

Gdy Piłsudski zdecydował się wypowiedzieć posłuszeństwo legalnemu rządowi, generał Rozwadowski stanął na czele obrony Warszawy. Po zakończeniu walk Marszałek nie zapomniał kto stawiał mu opór, mimo deklarowanej chęci narodowego pojednania.

 

Podobnie jak inni generałowie broniący rządu – Zagórski, Malczewski i Jaźwiński – również i Tadeusz Rozwadowski trafił do więzienia. Warunki, w jakich przebywali – mimo braku dowodów na stawiane im zarzuty natury kryminalnej oraz wbrew prawu – wybitni wojskowi, urągały wszelkim standardom. Nic dziwnego, że niemłody już generał Rozwadowski mocno podupadł na zdrowiu.

 

Po publicystycznej interwencji rektora Uniwersytetu Wileńskiego profesora Mariana Zdziechowskiego gen. Rozwadowski został wypuszczony na wolność. Utraconego zdrowia jednak nie odzyskał – jego stan stale się pogarszał, także za sprawą stresu wywoływanego ciągłym przekładaniem rozpraw sądowych, brutalnym atakowaniem go przez prasę piłsudczykowską oraz zaginięciem gen. Zagórskiego.

 

Gen. Rozwadowski zmarł 18 października roku 1928. Co było przyczyną zgonu? Nie wiadomo, gdyż władza zakazała przeprowadzenia sekcji zwłok. Stąd też powstało podejrzenie, że generał został otruty. Z powodu dramatycznego załamania się stanu zdrowia przetrzymywanego w wileńskim więzieniu wojskowego pojawiły się podejrzenia o pomalowanie jego celi farbą z arszenikiem. Z kolei sam dowódca zwracał uwagę, że w trakcie transportowania go do Warszawy po wypuszczeniu z więzienia podano mu dziwny posiłek, który mógł zawierać końskie włosie niszczące jelita.

 

Sanacyjna władza zdecydowała, że pogrzeb generała odbędzie się w godzinach porannych, by na ceremonię przyszło jak najmniej osób. Mimo tego uroczystość na Cmentarzu Obrońców Lwowa, gdzie – zgodnie z wolą wojskowego – spoczął wśród swoich żołnierzy, zgromadziła tłumy. Licznie obecni byli duchowni oraz generałowie. Niestety, dzisiaj ewentualna sekcja zwłok generała jest niemożliwa gdyż… jego grób jest pusty. Najpewniej w latach 70. XX wieku ktoś przeniósł ciało, by uchronić je przed sowiecką profanacją. Miejsce pochówku Tadeusza Rozwadowskiego pozostaje nieznane i zapewne nigdy nie dowiemy się, co stało się z tym niezwykłym dowódcą.

 

A wystarczyło, by Marszałek powiedział „nie” bezprawnemu przetrzymywaniu w nieludzkich warunkach generała, agresywnej kampanii medialnej przeciw niemu oraz akcjom utrudniającym dotarcie do prawdy o śmierci gen. Rozwadowskiego.

 

Sadyści u władzy, czyli kogo by tu pobić?

 

W Polsce Józefa Piłsudskiego nikt nie mógł być pewny swojego bezpieczeństwa. Sanacja wprowadziła nad Wisłą nowy element uprawiania polityki – pobicia.

 

„Nieznani sprawcy”, niestety często w mundurach, napadali i poważnie ranili przeciwników „odnowy moralnej państwa” (bo taka jest geneza terminu sanacja), hańbiąc w ten sposób honor Wojska Polskiego.

 

Najbardziej znane ofiary ludzi Józefa Piłsudskiego (acz nie wiadomo, czy Marszałek zlecał pobicia, wiedział o planach swoich podwładnych, czy jedynie już post factum chronił ich przed konsekwencjami) to: pisarz i publicysta Tadeusz Dołęga-Mostowicz krytykujący sanację w znanej powieści „Kariera Nikodema Dyzmy”, która powstała na fali tego, co go spotkało z ręki władzy (został porwany, pobity i wrzucony do dołu w ziemi w lesie); dramaturg i działacz społeczny Adolf Nowaczyński, którego trzykrotnie pobito w wyniku czego stracił oko oraz Jerzy Zdziechowski, poseł narodowej demokracji, pobity przez ludzi w mundurach. W tej sprawie wypowiedział się nawet sam Marszałek mówiąc: Niech sobie Zdziechowski sam szuka winowajców, ja nie będę stróżem jego. Najgorszy los spotkał jednak ludowca Jana Dąbskiego. Byłego ministra „nieznani sprawcy” w mundurach pobili niedługo po przebytej operacji żołądka, w wyniku czego zmarł.

 

Na tle „nieznanych sprawców” wyróżnia się znany z nazwiska sadysta na usługach Józefa Piłsudskiego – pułkownik Wacław Kostek-Biernacki, z racji pełnienia obowiązków wojewody poleskiego nadzorujący Miejsce Odosobnienia w Berezie Kartuskiej, będące obozem koncentracyjnym w pierwotnym rozumieniu tego słowa, jako miejsca przetrzymywana, a więc koncentracji ludzi, nie zaś jako obóz zagłady.

 

Obóz Bereza Kartuska (a także twierdza Brześć) są hańbą dla Polski Józefa Piłsudskiego na wielu płaszczyznach. W obozie osadzano na podstawie decyzji administracyjnej, a nie wyroków. Chociaż pomysł stworzenia takiego miejsca zrodził się po zamordowaniu przez ukraińskich nacjonalistów ministra Bronisława Pierackiego, to jednymi z pierwszych więźniów zostali… narodowcy. Zamykanie w jednej celi zasłużonych dla niepodległości działaczy endeckich, ludowych czy nawet socjalistycznych oraz antypolskich bolszewików, ukraińskich terrorystów i zwykłych zbrodniarzy, było dla polskich patriotów poniżającą torturą. Oczywiście sanacyjni urzędnicy rozwijali gamę krzywd psychicznych i fizycznych, z biciem na czele. Ludzie po Berezie często zapadali na choroby psychiczne. Kilka osób nie wyszło żywymi z Miejsca Odosobnienia.

 

Armia – zabawka dla Marszałka

 

Tajemnicze zgony zasłużonych dla kraju generałów, brak dążenia przez Józefa Piłsudskiego do wyjaśnienia spraw i oddania wojskowym ostatniej przysługi, katujący krytyków władzy „nieznani sprawcy” w mundurach z Orłem Białym i obóz koncentracyjny nadzorowany przez oficera. To wszystko rzutuje na życiorys Marszałka, który – jak mówią jego apologeci – kochał wojsko. Jednak kochać, to także dbać o dobre imię.

 

Właśnie z miłości do armii Józef Piłsudski wypowiedział posłuszeństwo legalnej władzy. Jego naczelnym celem z roku 1926 było zachowanie i odzyskanie pełnego wpływu na siły zbrojne. Skoro niespecjalnie interesował się innymi sprawami, to powinien przynajmniej w zupełności poświęcić się sile i dobremu wizerunkowi Wojska Polskiego. Tak się nie stało.

 

Ponadto przez 9 lat sprawowania w Polsce dyktatury Marszałek nie przygotował do przyszłej wojny ukochanego wojska. I to pomimo faktu, że na siły zbrojne wydawaliśmy olbrzymią część budżetu.

 

Po śmierci Józefa Piłsudskiego władzę przejęli jego wychowankowie, ludzie nieprzygotowani do kierowania państwem, którzy nie tylko nie byli w stanie nadrobić straconych lat i unowocześnić armii nawet w takim stopniu na jaki pozwalały fundusze biednego państwa, ale dodatkowo zrobili wszystko, by Polska – wbrew „testamentowi” Marszałka, czyli pozostawionym przez niego szczątkowym sugestiom co do prowadzenia dalszej polityki – weszła do wojny jako pierwsza. Wojsko, które miało swoje państwo, przegrało. Z tragicznym dla całego narodu skutkiem.

 

Michał Wałach




  

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie