19 lutego 2018

Demografia Polski w 2017 roku. Propaganda sukcesu a rzeczywistość

(Fot. Marek Holiat/Forum )

Jeśli ktokolwiek w kręgach władzy czyta raporty o demografii przygotowywane przez podległe rządowi instytucje, jest zapewne świadom tego, że podawane w mediach optymistyczne informacje to najwyżej kiepski żart. Sytuacja demograficzna Polski jest trudna i nie widać symptomów jej poprawy. Dane statystyczne za 2017 rok pokazują, iż jako naród wymieramy i największe straty są dopiero przed nami.

 

Rodzą się dzieci, czyli propaganda sukcesu

Wesprzyj nas już teraz!

Pewnego styczniowego poranka media prorządowe ogłosiły wszem i wobec, że rząd osiągnął „demograficzny sukces”. Podstawą dla tego typu twierdzeń był szczątkowy komunikat, jaki przekazał dziennikarzom Główny Urząd Statystyczny. Podano w nim, że w całym 2017 roku urodziło się 403 tysiące dzieci, co oznacza wzrost o 20 tys. w stosunku do roku ubiegłego.

 

Tuż po ogłoszeniu tej wiadomości konferencję prasową zwołał resort polityki społecznej. Minister Elżbieta Rafalska z dumą podkreślała, iż jeszcze w 2014 roku GUS prognozował, iż trzy lata później urodzi się w Polsce tylko 346 tys. dzieci.

 

Do tych pochwał i komunikatów warto jednak zachować zdrowy dystans. Dlaczego? Dość powiedzieć, że w komunikacie GUS drobnym drukiem „przemycono”, że podana liczba jest szacunkiem wstępnym, a także, iż w ogóle zabrakło w nim informacji na temat liczby zgonów, co uniemożliwa choćby podstawową ocenę stanu demograficznego społeczeństwa.

 

Poważniejsze zestawienie zawiera opublikowany tydzień później na stronie GUS – już bez telewizyjnych pasków i prasowych czołówek – raport o nazwie „Informacja o sytuacji społeczno-gospodarczej kraju w 2017 roku”. Zawiera on nie tylko elementy bilansu urodzeń i zgonów, ale również podstawowe wskaźniki makroekonomiczne oraz dane o kondycji polskich małżeństw i rodzin.

 

Zatrważające dane GUS

GUS szacuje, iż ludność Polski na koniec 2017 roku wyniosła 38 434 tys., a to oznacza mikroskopijny wzrost o 1 tysiąc względem stanu sprzed roku. Co ciekawe, nie oznacza to wcale, że liczba urodzonych dzieci przewyższyła liczbę zgonów. Tych ostatnich bowiem zanotowano około 500 więcej. Oba wskaźniki tym samym zbliżyły się do siebie w stopniu pozwalającym stwierdzić, iż rodziło się nas niemal tyle samo, co umierało.

 

Czy 403 tysiące urodzeń to rzeczywiście dobry wynik? Tu najprostszą odpowiedź daje tzw. współczynnik dzietności, czyli liczba dzieci przypadających przeciętnie na jedną kobietę w wieku rozrodczym. W 2016 roku wyniósł on 1,36 i mimo delikatnego wzrostu należał do najniższych w Europie. Po roku 2017 współczynnik dzietności może ledwie przekroczyć poziom 1,40. GUS regularnie przypomina, że do stabilnego rozwoju demograficznego potrzebujemy wyniku w granicach 2,10-2,15.

 

Poziom 400 tysięcy, czy nawet 420 tysięcy urodzeń rocznie jest zatem daleki od tego, na co zwracają uwagę specjaliści jako stan pożądany dla polskiego społeczeństwa. Wraz ze wzrostem liczby urodzeń rośnie i będzie dalej rosła liczba zgonów – wszak pośród umierających w najbliższych latach większość stanowić będą osoby urodzone w przedwojennym i powojennym wyżu demograficznym.

 

Alarm dla polityki prorodzinnej pozostaje aktualny i bije z całą mocą, także ze względu na złudne przeświadczenie polskich decydentów politycznych o zbawiennym wpływie zasiłków socjalnych na opisany wyżej, nieznaczny wzrost liczby noworodków. W „Informacji…” GUS przeczytać możemy, iż „w okresie minionych 10-15 lat nastąpiło podwyższenie mediany wieku kobiet rodzących dziecko z 26 lat w 2000 r. do 30 lat w 2016 r.” Wnioski z obserwacji mediany potwierdza pomiar średniego wieku kobiety rodzącej pierwsze dziecko – obecnie wynosi on 28 lat, podczas gdy jeszcze 15 lat temu pierwszego potomka rodziły kobiety o średniej wieku 24 lat.

 

Ponadto, analitycy GUS zaobserwowali, iż „wzrost liczby urodzeń dotyczy przede wszystkim dzieci urodzonych jako drugie, trzecie i kolejne w rodzinie, których udziały w ogólnej liczbie urodzeń zwiększyły się w stosunku do roku poprzedniego, przy spadku udziału urodzeń pierwszych.

 

Na podstawie powyższych danych można postawić hipotezę, iż głównym motorem wzrostu liczby noworodków w latach 2016-17 jest coś, co można określić jako namacalny skutek głębokich procesów rewolucyjnych, trawiących polskie społeczeństwo. Procesy te spowodowały masowe odłożenie decyzji o macierzyństwie na znacznie późniejszy okres. W efekcie właśnie teraz matkami zostają kobiety z ostatniego znaczącego wyżu demograficznego, czyli urodzone w latach 1983-1986. Rodzą najczęściej drugie bądź trzecie dziecko, natomiast nie przybywa w jakkolwiek dostrzegalny sposób kobiet młodszych rodzących dziecko pierwsze. A zatem za kilka lat możemy być świadkami realizacji scenariusza demograficznego, w ramach którego nastąpi gwałtowna i trwała zapaść liczby urodzeń w stosunku do liczby zgonów.

 

Tyle samo małżeństw i coraz więcej rozwodów

Próżno szukać wielkich nadziei na zmianę priorytetów w pokoleniu obecnych dwudziestolatków, jeśli się spojrzy na statystykę małżeństw cywilnych i rozwodów w 2017 roku. Uwidacznia się w nich utrwalenie najgorszych demograficznych trendów.

 

W 2017 roku miało zostać zawartych 193 tys. małżeństw, a więc było to powtórzenie wyniku z 2016 roku. Zrównała się przy tym częstotliwość zawierania małżeństw w miastach i na wsi. W kwestii mediany wieku nowożeńców powtarza się problem zasygnalizowany przy analizie dzietności – dla mężczyzn wynosiła ona ponad 29 lat, natomiast dla kobiet – 27. W przypadku obydwu płci było to o blisko 4 lata więcej niż w roku 2000.

 

W minionym roku wzrosła liczba rozwodów. Zjawisko to dotknęło 65 tys. par małżeńskich, czyli o ok. 1,5 tys. więcej niż w 2016 roku. Oznacza to, że już co trzecie małżeństwo w Polsce rozpada się. Jeśli doliczyć do tego 2 tys. separacji, zanotowanych w ubiegłym roku, wobec których GUS stwierdza, iż niemal wszystkie prędzej czy później kończą się rozwodem, wówczas obraz polskich rodzin wygląda wręcz tragicznie.

 

GUS zazwyczaj mierzy także liczbę tzw. małżeństw wyznaniowych, co w polskich uwarunkowaniach odnosi się w przeważającej mierze do małżeństw katolickich zawieranych na podstawie Umowy Konkordatowej między Polską i Stolicą Apostolską. Jednakże ostatnie dane, jakie zostały opublikowane, dotyczą bilansu za rok 2016 – wówczas 63 proc. wszystkich zawartych małżeństw stanowiły małżeństwa wyznaniowe. Do tak niskiego poziomu spadał ów wskaźnik stopniowo od lat dziewięćdziesiątych.

 

Sytuacja demograficzna Polski jest trudna i stanowi ogromne wyzwanie dla rządzących. Dane opublikowane w „Informacji o sytuacji społeczno-gospodarczej kraju w 2017 roku” rozwiewają jakiekolwiek wątpliwości odnośnie tej diagnozy. Uwidaczniają rosnący kryzys instytucji małżeństwa i rodziny, za którym z pewnym opóźnieniem postępuje problem demograficzny.

 

Taka sytuacja – jeśli nie ulegnie radykalnej poprawie w perspektywie najbliższej dekady – będzie tworzyć przestrzeń dla kolejnych rewolucyjnych postulatów, mających stanowić środki zaradcze, a w istocie zagrażających narodowi i państwu. Masowa imigracja z Ukrainy już stała się faktem, a lewicowo-liberalne elity nie ustają w kreowaniu narracji o odwleczonej w czasie „konieczności” przyjęcia przez Polskę imigrantów (oficjalnie „uchodźców”) z państw arabskich. Obóz rządzący, świetnie radząc sobie z budowaniem i utrzymywaniem poparcia dla gabinetu Mateusza Morawieckiego, wciąż za mało robi na rzecz odwrócenia lub zahamowania najbardziej szkodliwych zjawisk społecznych, sygnalizowanych przez podległe mu instytucje badawcze. Pytanie, czy ktoś zadaje sobie trud lektury przygotowywanych materiałów?

 

 

Źródło: GUS, TVP Info

Tom

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie