16 maja 2018

Duch Sartre’a w Kościele. Jak jezuici przystąpili do rewolucji Maja 68?

(Jean-Paul Sartre)

Kiedy zblazowani studenci Sorbony paraliżowali gaullistowską Francję, wywracając tym samym do góry nogami nie tylko ład publiczny, ale i chrześcijański porządek, nie mogli nawet przypuszczać, że zyskają tak silne oparcie w ludziach mających tego porządku bronić. Niestety, wiele roszczeń rewolucji Maja ‘68. roku znalazło schronienie w głowach i sercach ludzi Kościoła, a ze skutkami tego stanu rzeczy borykamy się do dziś. Mało tego: zdają się one wracać z coraz większym impetem.

 

Silnie ugruntowana w rzeczywistości politycznej francuska lewica nie legitymizowała początkowo niepokojów wiosny ‘68 skupiając się jedynie na podsycaniu związkowych żądań podwyżek wynagrodzeń. Niemniej, niespełnionym wówczas intelektualistom, trwająca rewolucja zdawała się być idealną okazją do wcielenia w życie swoich – do tej pory marginalizowanych lub traktowanych pobłażliwie nawet przez rzekomych sojuszników – idei. Tak było chociażby w przypadku Herberta Marcuse’a, skrajnie marksistowskiego socjologa czy Jeana-Paula Sartre’a, związanego z Francuską Partią Komunistyczną marksistowskiego egzystencjalisty.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Marcuse przekonywał, że czasy małżeństwa i rodziny należy nakryć całunem historii, a w ich miejsce wprowadzić komuny przesiąknięte do cna swobodą seksualną, Sartre natomiast kontynuował swoją misję głoszenia skrajnego nihilizmu, niczym nieograniczonej wolności i upadku relacji międzyludzkich; nawoływania do detronizacji Boga, wyrugowania systemu wartości i usprawiedliwiania komunizmu, nawet w tak diabolicznych jego manifestacjach jak stalinizm czy maoizm („należy je oceniać po intencjach, nie skutkach”). Idee obu padły w końcu na podatny grunt, a sami panowie stali się niemal głównymi ideologami rozruchów.

 

W tym samym czasie po drugiej stronie globu, w Ameryce Południowej, powołując się na działania w duchu „posoborowej wiosny Kościoła”, pojawiła się wizja niesamowicie zbieżna z refleksjami Sartre’a, w której głoszenie z uporem godnym lepszej sprawy zaangażowali się jezuici i latynoscy hierarchowie. Ruch zwany Teologią wyzwolenia pełnymi garściami czerpał z inspiracji marksistowskich przedstawiając Jezusa Chrystusa jako rewolucjonistę mającego znieść wszystkie nierówności społeczne, biedę, doczesny ucisk i zapowiadającego walkę klas. Wizja ta z impetem zdobyła amerykański kontynent i osiadła tam na stałe, rozlewając się po całym Kościele.

 

Stało się to za sprawą ojca Pedro Arrupe, będącego od 1965 roku generałem zakonu jezuitów, który z teologii wyzwolenia uczynił misję swojego życia i motyw przewodni działalności Towarzystwa Jezusowego. Gdy tylko informacje o tym dotarły do Pawła VI, Ojciec Święty postanowił wypowiedzieć wpływowemu zgromadzeniu i jego zwierzchnikowi wojnę. Jednak jezuici za nic mieli papieża i wyjątkowo zmyślnie pogrywali z nim przed opinią publiczną.

 

W trakcie jednej z Kongregacji Generalnych Towarzystwa Jezusowego ogłoszono dokument Nasza misja dzisiaj: Służba wierze i promocja sprawiedliwości, gdzie teologię wyzwolenia zaprezentowano jako remedium na bolączki niesprawiedliwości społecznej i publicznie ogłoszono cykl wykładów mających na celu wyjaśnienie zawiłej mieszaniny teologii i marksizmu. Było to rzucenie rękawicy Pawłowi VI, który krytykując jezuickie poczynania wyszedłby przed całym światem na despotę i hipokrytę (warto pamiętać, że to właśnie ten papież jako pierwszy zrezygnował z używania papieskiej tiary, sprzedając ją, aby przyczynić się tym samym do zmniejszenia nędzy na świecie). Wobec tego Ojciec Święty wywiesił białą flagę.

 

Zbierającej krwawe duchowe żniwo teologii wyzwolenia postanowił dosadnie sprzeciwić się dopiero Jan Paweł II. W 1979 roku, w trakcie swojej pierwszej historycznej pielgrzymki do Meksyku, oświadczył, że „koncepcja Chrystusa jako polityka, rewolucjonisty, jako wywrotowca z Nazaretu, nie zgadza się z nauczaniem Kościoła”, a w encyklice Centesimus annus krytykującej socjalizm dodał: „walka klas w znaczeniu marksistowskim oraz militaryzm mają zatem te same korzenie: ateizm i pogardę dla osoby ludzkiej, które dają pierwszeństwo zasadzie siły przed zasadą słuszności i prawa”. Było już jednak za późno – encyklika została wydana niemal trzy miesiące po śmierci Pedro Aruppe SJ, który całą swoją działalność poświęcił na rzecz promocji marksizmu, czym, jak w 2008 roku wyznał Pasquale Borgomeo SJ,  niemal doprowadził do schizmy wśród hiszpańskich jezuitów. Dzieło życia 28. generała jezuitów, choć niejednokrotnie potępione przez Namiestników Chrystusa i Kongregację Nauki Wiary, do dziś wydaje zgniłe owoce.

 

Jednak myliłby się ten, kto myślałby, że teologia wyzwolenia była jedynym przypadkiem, gdy ludzie Kościoła dołączyli do chóru rewolucjonistów Maja ‘68.

 

W lipcu 1968 roku wobec narastających przewrotowych nastrojów obyczajowych, Paweł VI (we współpracy z komisją, na czele której stał kardynał Karol Wojtyła) w encyklice Humanae vitae potwierdził nauczanie Kościoła na temat małżeństwa i prokreacji. Ojciec święty przypomniał, że w akt seksualny, wyraz miłości małżonków, wpisane są nierozerwalnie dwa elementy: otwartość na życie i aspekt jednoczący. Dokument papieski i jego autor zostali storpedowani, również w łonie Kościoła. Nie mogło być inaczej, skoro rewolucjoniści poczuli się zdradzeni przez noszącego uniform liberalnego reformatora Pawła VI.

 

Charles Curran, amerykański teolog moralny, wpadł w furię na wieść o tym, że papież nie dopuszcza sztucznego zapłodnienia. Atakował również wprost nauczanie o cudzołóstwie, aborcji, czynach homoseksualnych i onanizmie. Niemiecka konferencja biskupów uznała, że encyklika nie cieszy się charakterem nieomylności i pozostawiła jej interpretację „sumieniom wiernych”. Podobnie zachowali się biskupi holenderscy i francuscy. Niemiecki teolog Bernard Häring poszedł jeszcze krok dalej i zalecenia Pawła VI określił mianem niemoralnych. Kardynał Carlo Martini, jezuita, w 2008 roku zarzucił papieżowi Montiniemu, że za sprawą jego encykliki „Kościoła nie traktuje się już poważnie jako rozmówcy i nauczyciela”, a także domagał się przeprosin za Humane vitae: „Znakiem wielkości i samoświadomości byłoby, gdyby ktoś był zdolny przyznać się do błędów i własnego ograniczenia poglądów” – stwierdził jezuita w wywiadzie-rzece „Nocne rozmowy w Jerozolimie”.

 

Brak wyciągania jakichkolwiek konsekwencji tylko rozzuchwalił rewolucjonistów w kościelnych szatach. Rewolucyjne idee zdobywały kolejne przyczółki, a ich roszczenia sięgały po coraz więcej.

 

Zyskujący na rewolucyjnej fali feminizm nagle zaczął dostrzegać w sakramentalnym kapłaństwie formę ucisku, wyższości i władzy nad kobietami, więc coraz częściej i głośniej zaczęto postulować wyświęcanie również niewiast. Powołując się na niesprawiedliwość i patriarchalizm rodem ze starożytnej Palestyny zaczęto naciskać na Stolicę Apostolską. Odpowiadając na te żądania Jan Paweł II napisał w Mulieris dignitatem: „Powołując samych mężczyzn na swych Apostołów, Chrystus uczynił to w sposób całkowicie wolny i suwerenny. Uczynił to z taką samą wolnością, z jaką w całym swoim postępowaniu uwydatniał godność i powołanie kobiety, nie dostosowując się do panującego obyczaju i tradycji sankcjonowanej ówczesnym ustawodawstwem. Tak więc hipoteza, że powołał jako Apostołów mężczyzn, stosując się do mentalności swoich czasów, wcale nie odpowiada sposobowi działania Chrystusa”. A w Ordinatio sacerdotalis dodał: „Aby zatem usunąć wszelką wątpliwość w sprawie tak wielkiej wagi, która dotyczy samego Boskiego ustanowienia Kościoła, mocą mojego urzędu utwierdzania braci oświadczam, że Kościół nie ma żadnej władzy udzielania święceń kapłańskich kobietom oraz że orzeczenie to powinno być przez wszystkich wiernych Kościoła uznane za ostateczne”.

 

Słowa papieża, wbrew jego pewności z jaką oświadczał, iż jego nauczanie jest w tej materii ostateczne, nie zakończyły podchodów rewolucjonistów niezwykle przejętych „sprawiedliwością” i „równością”. W 2010 roku podczas publicznego spotkania jezuita ojciec Jacek Prusak wyznał z rozbrajającą szczerością: „Chciałbym, żeby jeszcze za mojego życia kobiety wchodziły w skład Kolegium Kardynalskiego, które jest ciałem doradczym dla papieża. Godność kardynalska nie jest zarezerwowana tylko dla księży”.

 

Konsekwencji żadnych nie było, tak jak w przypadku redaktora naczelnego jezuickiego periodyku „America”, ojca Jamesa Martina SJ, który od lat forsuje możliwość zawierania sakramentalnego małżeństwa przez homoseksualistów i przekonującego, że ludzie Kościoła powinni uczyć się wierności od osób ze środowisk LGBT.

 

W siłę rozmachu rewolucji Maja ’68 nie wierzyli chyba nawet sami jej ideolodzy Marcuse i Sartre. Widząc jednak bunt jaki wznieśli na hasłach niczym nieskrępowanej ludzkiej wolności, należy przypomnieć słowa papieża Leona XIII, który w encyklice Tametsi futura stwierdził, że „dość już nasłuchał się tłum o tym, co się zwie prawami człowieka, niechże usłyszy kiedyś o prawach Boga”. I ostatecznie sprzeciwić się tym, którzy na Boże prawa przeprowadzają zamach.

 

Mateusz Ochman

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie