21 października 2016

Polityka bez Boga, czyli dechrystianizacja Niemiec

(FOT.REUTERS/Michaela Rehle/FORUM)

Choć Republikę Federalną Niemiec zamieszkuje prawie 50 mln chrześcijan, to o chrześcijańską politykę w tym kraju trudno. Nominalnie chrześcijańskie partie w wielu najważniejszych sprawach zupełnie ustępują pola radykalnej lewicy, zdradzając własne korzenie. Społeczeństwo nie ma nic przeciw.


50 milionów – tylu chrześcijan mieszka dziś teoretycznie w Niemczech. Teoretycznie, bo praktykuje zaledwie około 10 procent z nich. Jedynie 2,5 mln katolików i mniej więcej tyle samo protestantów zjawia się w świątyni każdej niedzieli. Upadek chrześcijaństwa za Odrą jest dramatycznie szybki. Tuż po wojnie dominicantes (Niemcy mówią: Kirchengänger) było niemal dziesięciokrotnie więcej! Jednak pod koniec lat 60. rozpoczął się gwałtowny spadek, który chyba właśnie dziś osiąga dno. Gwałtowna dechrystianizacja nie pozostaje bez wpływu na niemiecką politykę. Rządzące krajem CDU/CSU (Chrześcijańska Unia Demokratyczna/Chrześcijańska Unia Socjalna) przyznają się do Jezusa Chrystusa już tylko w nazwie. O „chrześcijańskim zachodzie” mówi Alternatywa dla Niemiec, z czego jednak niekoniecznie wynikają jakieś konkrety. To zresztą tyle, bo pozostałe siły polityczne jeżeli chrześcijaństwa otwarcie nie zwalczają, to po prostu je ignorują. Tak samo, jak większość Niemców. Zobaczmy na przykładzie stosunku do ochrony życia od poczęcia do śmierci oraz małżeństwa, czy na gruncie RFN polityka chrześcijańska jest czymś więcej, niż tylko wspomnieniem.  

Wesprzyj nas już teraz!

 

Zabijanie dzieci nienarodzonych

W Republice Weimarskiej aborcja była legalna jedynie w nielicznych przypadkach, na przykład zagrożenia życia matki. Zarazem kary za zabijanie dzieci z innych przyczyn nie były zbyt wysokie. Socjaliści ten stan rzeczy chcieli zmienić już w 1920. Wówczas partia SPD, do dziś najsilniejsze lewicowe ugrupowanie Niemiec, bezskutecznie próbowała zalegalizować swobodny dostęp do aborcji. W czasach nazistowskich możliwość zabijania dzieci nienarodzonych była bardzo zróżnicowana w zależności od pochodzenia etnicznego i stanu zdrowia kobiet. Potomstwo „rasowych” i zdrowych Niemek prawnie chroniono, podczas gdy Żydówki czy kobiety chore do aborcji były wręcz namawiane. Po wojnie wrócono zasadniczo do weimarskiego ustawodawstwa. Wysiłki lewicy na rzecz legalizacji aborcji jednak nie ustawały, owocując jednak dopiero w latach 90. Pod rządami chadeckiego kanclerza Helmuta Kohla doprowadzono do dość szerokiej legalizacji aborcji. Wskutek wprowadzonych wówczas zmian można w Niemczech mordować dzieci do 12. tygodnia ciąży bez większych trudności.

 

Powyżej tej cezury zabijanie możliwe jest tylko w przypadku ciąży pochodzącej z gwałtu, choroby dziecka oraz zagrożenia zdrowia fizycznego lub psychicznego matki. Efekty tego prawodawstwa są przerażające. To 100 tysięcy zabijanych każdego roku dzieci. Wypracowany za rządów Kohla status quo został utrzymany nie tylko przez socjalistyczne rządy Gerharda Schrödera, ale także przez Angelę Merkel. Podczas jej kanclerstwa wprowadzono jedynie kosmetyczną w istocie zmianę dotyczącą wymaganego poradnictwa przed zamordowaniem chorego dziecka powyżej 12. tygodnia ciąży. Nic nie wskazuje na to, by niemieckie przepisy aborcyjne miały się zmienić. Niemcy obecny stan rzeczy zasadniczo akceptują. Według oficjalnych statystyk  większość obywateli jest przeciwna całkowitej liberalizacji prawa aborcyjnego rozumianej jako umożliwienie zabijania dzieci bez żadnego powodu w każdym momencie ciąży; zarazem jednak większość akceptuje zabijanie dzieci z ciąży wskutek gwałtu, dzieci chorych, a wreszcie zabijania dzieci, gdy życie i zdrowie matki jest czy mogłoby być zagrożone. Dziecko do 12. tygodnia ciąży powszechnie uchodzi za „płód” i poza niewielkimi grupami katolików i protestantów nikt nie protestuje przeciw swobodzie „usuwania” wczesnych ciąż.

 

Utrzymajmy status quo

Aborcji za coś pozytywnego nie uznają nawet socjaliści czy Zieloni. Podobnie jak w Polsce choćby prof. Monika Płatek, skrajna lewica popiera zupełnie swobodny dostęp do tego procederu, wyrażając zarazem nadzieję, że będzie on rzadki. W tym celu promuje się wczesną seksualizację dzieci w szkołach czy też maksymalne rozpowszechnienie środków antykoncepcyjnych i wczesnoporonnych. Te ostatnie, dodajmy, do powszechnego obrotu wprowadził rząd „chrześcijańskiej Angeli Merkel, na uwagi Kościoła katolickiego i protestantów o zabijaniu zarodków oczywiście nie bacząc. O ile wszakże wśród lewicowców nie ma obrońców życia, to w chadecji już są. Przykładem choćby wieloletni szef frakcji CDU/CSU w Bundestagu Volker Kauder, występujący jednoznacznie przeciwko zabijaniu nienarodzonych. Niestety, pomimo swojego prominentnego stanowiska Kauder i dość jednak wąska grupa podobnie do niego myślących posłów nie mają żadnego wpływu na politykę ścisłego kierownictwa partii. To zaś zachowuje się czysto populistycznie i nie ma najmniejszych ambicji niewielkiego choćby ograniczania aborcji, skoro mogłoby to wywołać protesty społeczne, a w konsekwencji zagrozić pozycji wyborczej partii. Przeciw aborcji teoretycznie nieco ostrzej występuje bawarska CSU, w swoim programie mówiąc o wadze każdego ludzkiego życia i zachęcając do powiedzenia życiu „tak”. Nie idą jednak za tym żadne konkrety, bo CSU o żadnym zakazie czy ograniczeniu nie wspomina. Podobną taktykę obrała Alternatywa dla Niemiec. Ta młoda partia piętnuje zabijanie nienarodzonych jako wykroczenie przeciwko wartości życia ludzkiego oraz jako element osłabiania żywotności narodu niemieckiego zagrożonego przez masową imigrację. Znowu jednak w programie partii nie ma ani słowa o jakichkolwiek praktycznych działaniach przeciwko zabijaniu dzieci. O liberałach, socjalistach i Zielonych w kontekście polityki chrześcijańskiej nie ma oczywiście co wspominać.

 

Zabijanie starych i chorych

Nieco bardziej wstrzemięźliwa niemiecka polityka jest względem eutanazji. Najwięksi gracze, CDU/CSU i SPD, do dziś nie zgadzają się na podnoszone co i rusz postulaty legalizacji zorganizowanych klinik umierania na wzór szwajcarski. Ostatni raz taki projekt jednoznacznie odrzucono w ubiegłym roku. Na tym polu ostrożni są nawet Zieloni, nie przedstawiając żadnego kompletnego rozwiązania sprawy. Ich młodzieżówka jest chyba jedyną istotną siłą polityczną, która nawołuje w RFN do pełnej legalizacji zabijania starych i chorych w imię wolności wyboru. Po ubiegłorocznym głosowaniu w Bundestagu zarówno Kościół katolicki jak i wspólnoty protestanckie wyraziły swoją aprobatę dla przyjętych rozwiązań. Nie oznacza to jednak, by przyjęte rozwiązania były idealne.

Chadecy i socjaliści uzgodnili, że należy podtrzymać dotychczasową praktykę niekarania lekarzy, którzy „pomagają” pacjentom w samobójstwie. Przeciwko temu protestowała tylko niewielka grupa posłów CDU i CSU, tak samo jak w przypadku aborcji pozbawiona jakiegokolwiek realnego wpływu politycznego. Niewykluczone jednak, że w przyszłości sytuacja się pogorszy. Ewentualne przejście władzy w ręce czerwonych i Zielonych mogłoby oznaczać większe parcie na rzecz skrajnych, liberalnych rozwiązań. Zarazem jak pokazują oficjalne statystyki, wciąż nie ma dla radykalnych postulatów odpowiedniego zaplecza społecznego. Większość niemieckiego społeczeństwa popiera stanowisko zaprezentowane przez CDU/CSU i SPD, a zatem odrzucając swobodę zabijania starych i chorych zgadza się, by lekarze mogli im nieść prywatną „pomoc” w umieraniu.

Kościół katolicki silnie angażuje się w tę sprawę, domagając się przede wszystkim pobudzanego przez państwo rozwoju medycyny paliatywnej jako jedynej rozsądnej drogi pomocy umierającym. Zdaje się, że o ile Niemcy nie czują żadnego miłosierdzia dla kilkutygodniowych „płodów”, to nawet jeżeli nie z pobudek chrześcijańskich, a raczej historycznych (nazistowska eugenika) zorganizowane zabijanie starych i chorych jeszcze długo może pozostać w RFN nieakceptowalne.

 

Małżeństwo i homomałżeństwo

Niemiecka konstytucja roztacza szczególną ochronę nad małżeństwem mężczyzny i kobiety. To stanowisko zdecydowanie podtrzymuje CDU, nawet za drugiej kadencji Angeli Merkel obciążonej koalicją z socjalistyczną i progejowską SPD. Cywilne związki homoseksualne są w RFN legalne od 2001 roku dzięki zaangażowaniu socjalistów. Natomiast wysiłki formacji lewackich i liberalnych na nakierowane na wprowadzenie tzw. „małżeństw” homoseksualnych jak dotąd spełzają na niczym. W ciągu ostatnich kilku lat współrządząca z Merkel SPD wielokrotnie apelowała o taki krok, co chadecja jednak za każdym razem odrzucała. Zaledwie kilka dni temu jeden z najważniejszych polityków niemieckich Zielonych Winfried Kretschmann przyznał, że małżeństwo mężczyzny i kobiety to podstawowa społeczna norma, czym zadziwił wielu swoich partyjnych kolegów.

Większość Niemców jednak zgadza się nie tylko z Kretschmannem, ale i z CDU. Wprawdzie według aktualnych sondaży niemal połowa społeczeństwa uważa, że geje i lesbijki powinni otrzymać prawo do „małżeństwa”, to zarazem sprawa ta według deklaracji ankietowanych jest po prostu niewielkiej wagi. W obliczu istnienia znaczącej liczby wyborców niechętnych lub skrajnie niechętnych wynaturzaniu małżeństwa nie należy przypuszczać, by w tym względzie chadecja uległa naciskom lewicy. Ten abstrakcyjny temat nie jest po prostu wart podejmowania ze względu na polityczne ryzyko. Co  więcej zyskująca dziś duże poparcie AfD jest homomałżeństwom zdecydowanie przeciwna, co punkt ciężkości przenosi jeszcze bardziej na stronę obrońców małżeństwa. Niestety, psucie normalności zachodzi w Niemczech niejako tylnymi drzwiami. Homoseksualiści zyskują bowiem coraz szersze prawa do adopcji dzieci. Ten fakt skutkujący obecnością w społeczeństwie tzw. „tęczowych rodzin” w połączeniu z niekiedy wyjątkowo nachalną propagandą w edukacji szkolnej i wczesnoszkolnej może sprawić, że homoseksualne zacietrzewienie w kolejnych latach wzrośnie, powodując dalsze negatywne zmiany na rzecz postulatów LGBT.

 

Seksedukacja w szkołach

Sytuacja edukacji genderowej jest w Niemczech dość zróżnicowania wskutek ustalania programów szkolnych na poziomie landów. Ideologia LGBT coraz częściej dociera jednak nawet do uczniów zamieszkujących regiony rządzone lub współrządzone przez CDU. Doskonałym przykładem są Badenia-Wirtembergia i Hesja, gdzie chadecja tworzy rząd razem z Zielonymi. Ta dziwna z pozoru koalicja przynosi w aspekcie edukacji opłakane skutki. O ile politycy CDU sami z siebie nie są zbyt skorzy do promowania dewiacyjnych absurdów gender, to kwestię tę są gotowi łatwo przehandlować. W obu wymienionych landach oddali pole edukacji Zielonym, w zamian za udział we władzy przyzwalając tym samym na deprawację dzieci – i to już najmłodszych, bo przykładowo w Hesji już sześciolatki mają uczyć się akceptacji homo-, bi- i transseksualistów. Nie brakuje w CDU polityków z mocą występujących przeciwko genderyzmowi; jeszcze ostrzej sprawę stawiają często członkowie CSU. Praktyka pokazuje jednak, że sprawa edukacji genderowej jest dla kierownictwa CDU, także na poziomie lokalnym, nieznacząca. Bawaria, gdzie katoliccy rodzice dużymi protestami wymusili na „chrześcijańskich” politykach odejście od planów seksualizacji dzieci, jest niestety w skali kraju wyjątkiem. Jedyną partią, która programowo sprzeciwia się ideologii gender, jest Alternatywa dla Niemiec, piętnująca postulaty LGBT jako nienormalne i całkowicie sprzeczne z zachodnią, ukształtowaną przez chrześcijaństwo tradycją.

 

Pozostają tylko hasła

Czy w niemieckiej polityce są zatem obecne wartości chrześcijańskie? W bardzo ograniczonym stopniu niewątpliwie tak. Inaczej niż nawet nieuświadamianym wpływem nauki Chrystusowej trudno wytłumaczyć utrzymywanie się niechęci względem pełnej liberalizacji zabijania dzieci nienarodzonych czy całkowitym psuciu małżeństwa. Chrześcijańskość polityki jest jednak w odwrocie. Widać, że cofa się na wszystkich niemal frontach, o czym wymownie świadczy powolne psucie małżeństwa, zatruwanie szkolnych programów edukacyjnych czy milcząca akceptacja tak haniebnych procederów jak aborcja czy legalna prostytucja i sutenerstwo. Nie bez wpływu na obecność chrześcijaństwa w polityce pozostaje też islamska imigracja. Z jednej strony szybko rosnąca obecność muzułmanów w Niemczech w oczywisty sposób ruguje chrześcijańskość z życia publicznego. Z drugiej strony u przeciwników islamizacji wywołuje reakcję obronną, każąc im sięgać po zapomniane niekiedy wartości i hasła, co doskonale obrazuje retoryka Alternatywy dla Niemiec. Nie można się jednak łudzić: 5 milionów praktykujących chrześcijan nie zdeterminuje programu żadnej dużej partii działającej w ponad 80-milionowym kraju.

Zwłaszcza, że już za kilka lat liczba praktykujących chrześcijan zrówna się, a potem ustąpi liczbie praktykujących muzułmanów. Niewierząca lub mgliście tylko wierząca większość społeczeństwa może powoływać się już tylko na luźno definiowane „wartości” czy na poły mityczne pojęcie „chrześcijańskiego zachodu”. Prawdziwej nauki chrystusowej mogącej przemieniać serca jednostek i społeczeństwa w tym jednak nigdy nie będzie.

 

 

Paweł Chmielewski




Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie