20 lipca 2016

Turcy w Niemczech – mit udanej integracji

(fot.REUTERS/Hannibal Hanschke/FORUM)

Trzy miliony Turków, 1000 tureckich imamów, 900 tureckich meczetów – a wszystko na terenie zachodnich i południowych landów Niemiec. Turcy obecni za Odrą od ponad 50 lat wprawdzie się integrują, ale wyjątkowo powoli. Fundamentalizm, złe wykształcenie, przyzwyczajenie do życia ze świadczeń socjalnych wciąż oddzielają tę społeczność od zwykłych Niemców.


Gastarbeiterzy z Turcji – przydatny prezent od Amerykanów

Wesprzyj nas już teraz!

Na początku lat 60. ubiegłego wieku Turcja znajdowała się w bardzo trudnej sytuacji gospodarczej. W maju 1960 roku władzę w kraju przejęło wojsko, odsuwając od rządów sprzyjających Związkowi Radzieckiemu lewicowców. Ankara będąca od 1952 roku członkiem NATO była wówczas jednym z ważniejszych sojuszników Stanów Zjednoczonych. Waszyngton nie chcąc pozwolić na destabilizację kraju mogącą być skutkiem bardzo wysokiego bezrobocia zdecydował, że z Turcji trzeba „spuścić powietrze”. Idealnym sojusznikiem w tym zamiarze były Niemcy, które na gwałt potrzebowały rąk do pracy. RFN, odwrotnie niż Turcja, od połowy lat 50. przeżywała gospodarczy rozkwit, zwany po niemiecku czasem gospodarczego cudu – Wirtschaftswunderzeit. Już w 1955 roku Niemcy zaczęły sprowadzać do siebie Włochów, a w pięć lat później – Hiszpanów i Greków. To jednak nie wystarczyło. W 1961 roku powstał mur berliński, zatrzymując imigrację z krajów bloku wschodniego. Kilka lat wcześniej utworzono Bundeswehrę pochłaniającą wielu zdolnych do pracy Niemców; związki zawodowe wywalczyły 40-godzinny tydzień pracy, co jeszcze bardziej podniosło zapotrzebowanie na pracowników. Dlatego gdy Amerykanie zaproponowali Niemcom, by podpisali z Turkami analogiczną umowę o zatrudnieniu jak wcześniej z Włochami (1955), Hiszpanami i Grekami (1960), gabinet Konrada Adenauera się zgodził. W ten sposób Waszyngton wspomagał stabilizację polityczną swojego sojusznika, a Bonn (do 1990 roku stolica RFN) wzmacniało krajową gospodarkę, zatrzymywało raptowny wzrost płac oraz zapewniało zastrzyk gotówki systemowi emerytalnemu, pozwalając nie podwyższać Niemcom składek. Układ pozornie idealny, przede wszystkim dlatego, że nikt nie miał zamiaru pozwalać Turkom na stały pobyt w Niemczech. Stało się jednak inaczej.

Od tysiąca do trzech milionów

Umowę podpisano w październiku 1961 roku. Wkrótce ze Stambułu do Monachium ruszyły pierwsze pociągi z tureckimi pracownikami. Pierwotnie zakładano, że przyjeżdżający do Niemiec gastarbeiterzy nie zostaną tam na długo. Co dwa lata miała następować ich całkowita wymiana; pracodawcy szybko jednak wymusili rezygnację z tej zasady oznaczającej dla nich utratę częściowo już wykwalifikowanej siły roboczej. I tureccy pracownicy zostawali.

W 1960 roku przebywało w Niemczech 1500 mieszkańców kraju nad Bosforem. Kiedy w 1973 roku rząd RFN zakończył program zatrudniania Turków, było ich już  około 700 tysięcy. Rządzący od 1974 roku kanclerz Helmut Schmidt starał się zachęcać ich do powrotu do ojczyzny. Bezskutecznie. Dodatkowo gdy w 1975 roku RFN zaprzestała wypłacać zasiłki przebywającym w Turcji dzieciom pracowników, rozpoczęła się masowa migracja rodzin gastarbeiterów. Z kolei na przełomie lat 70. i 80. znad Bosforu zaczęli napływać uchodźcy polityczni; zintensyfikowało się to zwłaszcza po kolejnym wojskowym puczu w sierpniu 1980 roku. Niemcy przerażeni liczbą niezbyt już chcianych obcych zaczęli protestować; kanclerz Helmut Kohl rozpoczął nawet program wypłaty pieniędzy mających zachęcić Turków do wyjazdu – wyjechało jednak zaledwie 100 tysięcy, a nowi przyjeżdżali cały czas. Masowa imigracja trwała do przełomu lat 90. i 2000; zwiększyły ją jeszcze rządy lewicy, która zagwarantowała Turkom urodzonym w Niemczech niemieckie obywatelstwo. I tak w 2006 roku mieszkało w Niemczech 1,739 mln Turków i Kurdów mających wyłącznie tureckie obywatelstwo. Do tego dochodzą jeszcze Turcy o podwójnym obywatelstwie oraz ci o obywatelstwie wyłącznie niemieckim. Dziś Turcy w Niemczech to najprawdopodobniej prawie 3-milionowa społeczność. W znacznej mierze wciąż – a może permanentnie – całkowicie niezintegrowana.

Niewykształcone równoległe społeczeństwo

Turcy od zawsze tworzyli w Niemczech własne społeczeństwo, ale po prawdzie byli też do tego zachęcani. Przez całe niemal lata 60. i 70. władze w Bonn nie chciały, by Turcy nazbyt się zintegrowali; Niemcy mieli nadzieję, że zachowają ścisłe związki z Turcją i do ojczyzny wreszcie wrócą. Gdy po 1979 roku gabinet Schmidta zaczął programy integracyjne, nic to nie dało. Turków nie dało się zasymilować do dzisiaj. Federalna Centrala ds. Politycznego Kształcenia przyznała już w 2009 roku, że „ludność pochodząca z Turcji w Niemczech […] jest tak heterogeniczna”, że „przedstawienie bilansu integracji grupy Turków jest prawie niemożliwe”. W tym samym roku jeden z berlińskich instytutów wykazał, że Turcy nie chcą się uczyć; aż 30 proc. z nich nie miało wówczas żadnego świadectwa szkolnego, maturę miało jedynie 14 proc. Rok później zaprezentowano badanie, według którego aż 20 proc. Turków w RFN języka niemieckiego nie zna w ogóle lub zna go słabo. 7 proc. Turczynek było po prostu analfabetkami. Niedobrze wyglądała też ich sytuacja na rynku pracy. 15 proc. Turków żyło wówczas wyłącznie ze świadczeń socjalnych. Wielu, oczywiście, pracowało; w całym RFN obywatele o tureckich korzeniach prowadzą ponad 80 tysięcy przedsiębiorstw, zatrudniając niemal pół miliona ludzi, w tym wielu Niemców. W swojej masie mają jednak z rodowitymi Niemcami dość złe kontakty; jak wynika z badań, co drugi nie utrzymuje z nimi żadnych kontaktów. Dodatkowo tureccy mężczyźni mieszkający w Niemczech żenią się często z kobietami urodzonymi i wychowanymi w Turcji; w takich domach mówi się głównie po turecku, co czyni integrację kolejnych pokoleń bardzo trudną.

Rozpowszechniony fundamentalizm

Problemy z asymilacją nie kończą się jednak na wykształceniu, zatrudnieniu i języku. Dotykają także sfery religii, a zatem całego systemu wartości, co budzi wśród części Niemców wyjątkowo duże emocje. Społeczność turecka ma w Niemczech około 900 własnych meczetów kierowanych przez organizację Ditib, de facto agendę rządu w Ankarze. Naucza w nich blisko 1000 imamów wykształconych w Turcji i wysłanych do RFN przez ten kraj celem krzewienia wiary islamskiej. Czego dokładnie nauczają, nie wiadomo, ale sądząc po rozpowszechnionym wśród Turków fundamentalizmie często mogą być to treści radykalne. Jak wynika z najnowszych badań, około 15 proc. Turków w Niemczech można uznać za silnych fundamentalistów.

Światopogląd radykalny jest jednak dalece powszechniejszy; co trzeci z Turków w RFN uważa za możliwe budowę społeczeństwa opartego na zasadach z czasów Mahometa, a niemal połowa z nich jest przekonana, że islamskie prawo trzeba przenosić nad prawo niemieckie; tyle samo wierzy, że wyłącznie islam rozwiąże problemy współczesnego świata. Dotyczy to w większej mierze pierwszego pokolenia tureckich imigrantów, ale wiele wskazuje na to, że radykalne tendencje mogą ulegać wzmocnieniu.  

Arabowie i Ankara przekształcą islam w Niemczech

Turecki rząd, który poprzez organizację Ditib w dużej mierze kształtuje obraz islamu w Niemczech, od dłuższego czasu coraz bardziej się radykalizuje. Nie sposób stwierdzić, jak duże przełożenie będzie to mieć na charakter ich nauczania w RFN; można się jednak spodziewać, że o liberalizacji nie może być mowy. Nie bez znaczenia będą też miliony imigrantów z Afryki, Bliskiego Wschodu, Afganistanu i Pakistanu, którzy w poprzednich latach napłynęli do Niemiec. Jeżeli Berlin będzie ich wydalać z kraju tak skutecznie, jak wcześniej wydalał Turków, to wkrótce zasiedzą się na dobre; wyznawany przez nich islam można tymczasem uznać za dalece bardziej agresywny od tego w wersji tureckiej. Swoistej „arabizacji” islamu w Niemczech obawia się także turecka organizacja Ditib. Zajmujący się islamem prof. Detlef Pollack, socjolog religii z uniwersytetu w Monastyrze, komentując niedawne statystyki dotyczące postaw fundamentalistycznych wśród Turków powiedział, że nawet jeżeli integracja będzie postępować, to skrajnych radykałów nigdy nie zabraknie. Można przypuszczać, że wobec masowego napływu Arabów oraz radykalizacji polityki religijnej Turcji fundamentaliści rzeczywiście nie będą narzekać na braki kadrowe; świadczy o tym także duża popularność powiązanej z ekstremizmem tureckiej organizacji nacjonalistycznej Szare Wilki (niem. Graue Wölfe) liczącej już ponad 7000 członków. Jakkolwiek postępować będzie integracja Turków – a dobrych na nią widoków przecież nie ma – jedno jest pewne: kilkumilionowa społeczność tureckich muzułmanów w Niemczech na pewno nie będzie dla władz tego kraju szczególną pomocą w zwalczaniu coraz poważniejszego zagrożenia terrorystycznego i wzrastających wpływów agresywnego islamizmu.

Paweł Chmielewski




Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(1)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie