19 stycznia 2017

„Ukryta białorutenizacja”. Autentyczne odrodzenie czy tylko pozory?

(fot. REUTERS/Vasily Fedosenko/FORUM)

Rosyjskie portale drugiego i trzeciego szeregu obiegają złowrogie obrazy przyszłego rozwoju sytuacji na Białorusi. „Pełzająca białorutenizacja”, „Białoruś idzie w ślady Ukrainy”, „szykuje się Majdan”, „prozachodnia szósta kolumna we władzach Białorusi”. Takich i podobnych określeń używają rosyjscy eksperci odnosząc się do kierunków wewnętrznej polityki Mińska w ciągu ostatnich dwóch lat.

 

Na tle cytowanych określeń oficjalne deklaracje ambasadora Rosji na Białorusi Aleksandra Surikowa brzmią nadal bardzo przyjaźnie. Podstawowe pytanie brzmi: czy Aleksander Łukaszenka rzeczywiście realizuje misterny plan, który ma na celu stopniowe oddalenie od Rosji przy równoległym wzmocnieniu poczucia odrębności Białorusinów? Przecież u początku swoich rządów prezydent stwierdził, iż „Białorusini to Rosjanie ze znakiem jakości”. Co zarzucają białoruskiemu liderowi rosyjscy dziennikarze?

Wesprzyj nas już teraz!

 

Prawie wszyscy są zgodni, iż zmiana retoryki reżymu w Mińsku nastąpiła w 2014 roku, który przyniósł konflikt rosyjsko-ukraiński. Ten zaś wyznaczył początek końca doktryny przyjaźni narodów wschodniosłowiańskich: Rosjan, Ukraińców i Białorusinów. Owa doktryna została rozwinięta jeszcze w ZSRS, a za jej źródło można uważać politykę „trójjedności narodu rosyjskiego”, składającego się z „Rosjan, Małorusów i Białorusinów”. Również po rozpadzie ZSRS władze Rosji, Białorusi i Ukrainy, aż do pierwszego Majdanu w Kijowie w 2004 roku, nadal traktowały łączność historyczną trzech szczepów wschodniosłowiańskich za jedną z podstaw polityki historycznej. Dopiero aktualny konflikt rosyjsko-ukraiński zadał bardzo poważny, jeśli nie ostateczny cios tej koncepcji.

 

Także w Mińsku pojawiły się obawy, że skoro „starszy brat” poczyna sobie tak brutalnie z jednym spośród dotychczasowych przyjaciół, to może przyjść również kolej i na drugiego. Dlatego retoryka Aleksandra Łukaszenki od początku tego konfliktu aż do dzisiaj jest skoncentrowana na słowie „pokój”. Prezydent rozumie, że opowiedzenie się po którejś ze stron połozy kres także jego własnemu paradygmatowi ideologicznemu, który również bazuje na koncepcji jedności wschodnich Słowian.

 

Analitycy wymieniają zazwyczaj szereg wydarzeń lub przedsięwzięć, mających zaświadczyć o zmianie kursu Mińska:

 

Po pierwsze, jedna osoba spośród zaledwie dwojga przedstawicieli opozycji, dopuszczonych przez władze Białorusi do parlamentu – Alena Anisim jest zastępcą przewodniczącego Stowarzyszenia Języka Białoruskiego. Na czele tej organizacji stoi Aleh Trusau, niegdyś jeden z liderów Białoruskiego Frontu Narodowego i członek tejże frakcji w Radzie Najwyższej Republiki Białoruś. Stowarzyszenie ma długą historię i jest uważane w kraju za główną siłę stającą w obronie języka białoruskiego. Eksperci rosyjscy uważają, iż obecność pani Anisim w parlamencie pozwala władzom uwzględniać propozycje tej organizacji, odpowiedzialność za to przerzucając na naciski opozycji. W połowie grudnia 2016 posłanka zorganizowała okrągły stół na temat rodzimego języka.

 

Po drugie, począwszy od lata 2014 roku w białoruskich sklepach na masową skalę pojawiły się artykuły odwołujące się do „Pogoni” i biało-czerwono-białej flagi. To symbole oficjalnie uznawane za państwowe w latach 1990-1995, do momentu referendum zainicjowanego przez Aleksandra Łukaszenkę. Po nim państwo powróciło do nieco zmodyfikowanej tradycji sowieckiej. Rosyjscy obserwatorzy mają teraz powody do żalu tym bardziej, iż promowana dzisiaj symbolika w praktyce była dotychczas zakazana.

 

Po trzecie, cały kraj, a szczególnie stolicę pokryły sfinansowane przez państwo afisze, na których – w przekonaniu dziennikarzy rosyjskich – podkreśla się przewagę języka białoruskiego przed rosyjskim. Autentyczną intencją władz w Mińsku było jednak po prostu przyciągnięcie uwagi do języka białoruskiego, co Rosjanie interpretują jako „okazywanie wyższości”.

 

Po czwarte, zakazanej wcześniej symboliki zaczęli używać białoruscy sportowcy biorący udział w różnych zawodach. Na dwujęzyczną obsługę klientów przechodzą np. stacje benzynowe, przy czym napisy (na przykład w sieci S-100) prezentowane są wyłącznie po białorusku.

 

Po piąte, w przedszkolach wprowadzone zostały „dni języka białoruskiego”, jak na razie, raz w tygodniu. W transporcie publicznym, również metrze, dominuje język białoruski – po części pisany, po części zaś w mowie.

 

Wreszcie po szóste, w 2015 roku władze państwowe kontynuowały kurs na „uformowanie nowej identyczności” Białorusinów – tak według mediów rosyjskich należało rozumieć wypowiedź Aleksandra Łukaszenki: „Kultura – oto, co robi z Białorusina Białorusina, a nie po prostu „tutejszego”, w której części kuli ziemskiej by on nie był. Nie tylko bogate dziedzictwo: literatura, muzyka, architektura, ale i język, który powinniśmy znać, historia, którą powinniśmy pamiętać oraz wartości, które powinniśmy szanować”.

 

Po tej wypowiedzi minister edukacji Michał Żurawkow miał stwierdzić: „Moim zdaniem, dojdzie do tego, gdy większość przedmiotów w naszych szkołach będzie w języku białoruskim”.

 

Jest jasne, że wspomniane działania i wydarzenia nie mogą w jednym momencie zmienić nastawienia całego społeczeństwa. Nie są to, póki co rozwiązania systemowe, tylko pewna ilość oddzielnych i niezależnych od siebie posunięć. Ale kto wie, może za rok, dwa ich liczba osiągnie taką masę krytyczną, że można będzie przejść i do poważniejszych zmian legislacyjnych. Przynajmniej jednak zwykli ludzie zrozumieli, że mówienie w języku białoruskim lub noszenie stroju narodowego nie jest już deklaracją polityczną. Zostało to zrozumiane nie tylko „na dole”, ale i na średnim szczeblu władz. Ta tendencja nie daje spać spokojnie obserwatorom rosyjskim. Uważają oni, że owszem, zawsze istnieją możliwe do zastosowania rozwiązania natury ekonomicznej czy militarnej. Nie wiedzą jednak, co Rosja mogłaby zaproponować z repertuaru „miękkiej siły”, zdolnej w pokojowy sposób przyciągnąć serca, głównie młodych Białorusinów, do koncepcji „Rosyjskiego Świata”.

 

„Miękka siła” prorosyjskich organizacji nadal jest niewystarczająca w wymiarze ideologicznym, by podbić masy białoruskie do aktywnego działania. Owszem, jak się wydaje, znacząca część ludności do niedawna popierała działania Rosji na Ukrainie, chociaż rzetelnych badań na ten temat nie ma. Lecz elita współczesnego państwa białoruskiego nie idzie w sukurs tym nastrojom społeczeństwa. Rozumie, że aby zachować swój stan posiadania, musi obronić się przed każdym potencjalnym konkurentem, również rosyjskim. Zauważyła też potencjał tkwiący w idei narodowej zdolnej do poruszenia serc młodzieży białoruskiej – im bardziej wykształconej, tym mocniej.

 

 

Aleksander Stralcov-Karwacki

 

 

 

 

 

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie